Zaciągnęłam tam całe towarzystwo lekko na siłę, bo powiedziałam, że jak tu już jesteśmy, to do ogrodu koniecznie trzeba iść. Ale chyba nie była to zbyt dobra pora roku, bo we wrześniu wiele roślin było już suchych po przekwitnięciu. Szwajcarzy chyba przedkładają naturę nad estetykę, bo miałam wrażenie, że panuje lekki bałagan. Ale niewątpliwy plus jest taki, że wielu ludzi tam przychodzi po pracy, po szkole, żeby poczytać książkę, poszkicować i poopalać się. Takie przyjazne i otwarte miejsce. Mało spektakularnych fotogenicznych widoków. Musiałam nieźle się gimnastykować, żeby zrobić sensowne zdjęcia.